środa, 30 kwietnia 2014

Poranek inny niż zawsze - Will

       Obudziłam się wraz z pierwszymi promieniami słońca wpadającymi w moje okno. Poranki były moją udręką. Były końcem wspaniałego, pełnego przygód życia poza bramą. A właśnie. co to jest brama? To wielki mur oddzielający nasz klan od reszty świata. Ale chyba mówimy o moim poranku?
      Więc w końcu musiałam wstać. Poranna toaleta, i zaczęcie nakładania tego wszystkiego co nazywają przywódczym ubiorem, a przynajmniej tak sądzi moja matka. Dla niej jest to wielka i długa suknia z bajki Disneya wyjęta. Nienawidzę tych sukien, spódnic, gorsetów. Nienawidzę wszystkiego co z bogactwem związane.
       A więc, gdzieś tak po godzinie ubierania nadszedł kres. Oznaczało to, że pora na śniadanie, na które miałam ochotę, ponieważ nakładanie tego wszystkiego jest wyczerpujące. Zeszłam więc do jadalni. Lecz tam zaraz obok mojego taty -to było moje miejsce- siedział jakiś nieznany mi dotąd elf.
  - Córko idź się przebierz! Dzisiaj uszanuję twój 'styl', więc nałóż coś wygodnego!- Nie wiem co zszokowało mnie bardziej, moja matka każąca mi się przebrać, czy jakiś obcy siedzący na moim miejscu.
      Ale rozkaz to rozkaz, poszłam się przebrać. A więc bez dłuższych ceregieli - ubrałam się w jeansy i krótką bluzkę.
     Po nałożeniu moich ulubionych trampek-i tu znowu was zaskoczę, tak tutaj nosimy normalne ubrania, jak ludzie mieszkający poza lasami-zeszłam na dół, gdzie nic się nie zmieniło, nadal ten sam gościu, nadal zajęte moje miejsce. A więc stałam jak kołek na środku pomieszczenia. Wybawił mnie ojciec podsuwając krzesło machnięciem ręki.
  -Dziękuję ojcze.- I tak oto zaczęliśmy jeść, tajemniczy przybysz także.
     A więc ja, musząca wszystko wiedzieć- a przyznam odpowiedzi są czasem oczywiste - zapytałam szeptem:
  -Ojcze kim jest nasz gość? Widzę, że jest młody, więc chyba nie jest wojownikiem?- Ale mój tata zamiast mi odpowiedzieć szeptem, powiedział na głos:
  -Oh, kochanie, nie pamiętasz? Dziś zaczynasz treningi! A ten oto młodzieniec będzie cię uczył!
     Jak zawsze miesiąc po osiemnastych urodzinach, każdy elf błękitnej krwi zaczyna odkrywać, lub szkolić swój dar. Ja niestety załapałam się na to pierwsze. A ja o tym zapomniałam! No nic, każdemu się zdarza.
     I tak zaczął się naprawdę długi dzień...
                                                                                                                      
                                                                                                                                             CDN.

wtorek, 14 stycznia 2014

Pracowity Poranek - Blackberry

     Wstałam wcześnie. Coś nie dawało mi spać. Podniosłam się, budząc przy okazji Astrę - małą, wilczą sierotkę. Wilczyca miała dopiero miesiąc. Jej matka po porodzie ciężko zachorowała i osierociła czwórkę wilczątek. Niestety jedynie Astrę udało mi się uratować, reszta szczeniąt bez matki nie przeżyła. Astra spała ze mną w łóżku odkąd podrosła na tyle, bym jej nie zgniotła. Wcześniej sypiała w kartonie przy moim łóżku, ale nie zdarzało się, by jednej nocy ani razu nie obudziła mnie swoim piskiem. Była samotna i wystraszona, dlatego zdecydowałam się, że dopóki nie podrośnie będzie spała ze mną.
     Astra przeciągnęła się niczym kot i popatrzyła na mnie zaspanymi oczkami. Cmoknęłam ją w kudłaty łebek i zeskoczyłam z łóżka. Dopiero świtało. Ziewnęłam przeciągle i otworzyłam okno. Świeże, chłodne powietrze owiało moją twarz i rozwiało włosy.
     Usiadłam przed lusterkiem ze szczotką w ręku i starannie rozczesałam włosy, następnie umyłam się i przebrałam. Astra cały czas dokładnie przyglądała mi się z łóżka. Jej piękne błękitno-fioletowe oczka rozbudziły się i jakby urosły. Zdawało mi się, że z dnia na dzień jej oczy robią się coraz bardziej fioletowe. Kolorem prawie przypominały już moje włosy, a przecież gdy mała otwarła ślepka pierwszy raz były one zupełnie błękitne.
     Zamknęłam okno, gdyż pokój był już pełen świeżego powietrza. Zdjęłam Astrę z łóżka i poprawiłam pościel. Wyszłam z pokoju, a samiczka podążyła za mną. Zeszłam na dół i nakarmiłam wilki. Niewielką część jedzenia wzięłam ze sobą na górę i nakarmiłam Astrę. Mała nie jadła z innymi. Dorosłe wilki były od niej silniejsze, a pozostałe wilczątka były karmione przez swoje matki. Suczka miała dopiero miesiąc, wciąż dawałam jej mleko, ale starałam się przyzwyczaić ją już do stałych pokarmów, które stanowiły już 80% jej diety.
     Kiedy mała się najadła zeszłyśmy razem na dół. Otworzyłam drzwi i wypuściłam wilki na zewnątrz. Astra oczywiście została wewnątrz, podobnie jak 4-letnia wilczyca, która właśnie wychowywała swój 2 miot. Szczeniaki miały zaledwie półtory tygodnia i wadera nie mogła sobie pozwolić na pozostawienie ich bez opieki.
     Gdy wilki wybiegły na zewnątrz mogłam wreszcie sama zjeść śniadanie. Nie martwiłam się o nie, ponieważ zawsze wracały. W końcu, dlaczego miałyby nie wrócić? Przecież u mnie mają pod dostatkiem jedzenia i opiekę zdrowotną. Poza tym wilki były oswojone. Te zwierzęta od dawna żyły blisko elfów. Nasze gatunki od zawsze się przyjaźniły, a wilki chętnie pomagały elfom. Dlatego łatwo można je było oswoić, o ile oczywiście dawało się im trochę swobody. To nie były zwierzęta do przytulania, no poza Astrą, która uwielbia się przytulać.
     Kiedy tylko się najadłam poszłam do łazienki i uprałam ubrania. Kiedy pranie było gotowe wywiesiłam je na zewnątrz, by wyschło. Kiedy już schły wróciłam do środka. Zajrzałam do matki i jej szczeniaków. Wszystko było dobrze. Wzięłam Astrę na spacer, podczas którego zauważyłam w lesie ranną wilczycę. Była jedną z moich podopiecznych. Wzięłam ją do domu i zajęłam się jej raną.

C.D.N.

Quower